Archiwum czerwiec 2005


cze 19 2005 Integracji ciąg dalszy
Komentarze: 0

Weekend minął pod znakiem kolejnej imprezy integracyjnej. Z tą różnicą, że tym razem u Byczka w firmie, znacznie bliżej i byliśmy tam obaj. Wszystko zrobione według tego samego scenariusza co u mnie, żarcie gorsze, ta sama nuda. Zmyliśmy się po kilku godzinach bez większego żalu.


W niedzielny wieczór poszliśmy na „Sincity”. Niezłe, choć momentami zalatwało Kill Bill. Ktoś wie, którą scenę reżyserował Tarantino? Bo jakoś nie chce mi się szukać w necie. W ogóle zaskoczył mnie frekwencja, zajęte było ¾ sali a tylu dresiarzy w kinie to chyba jeszcze nie widziałem.


Sezon na komary rozpoczęty w pełni. Na zewnątrz gryzą ścierwa jedne, w domu mam spokój bo kot nie przepuści żadnemu. Ogólnie łapie i zjada wszystko co fruwa. Trochę się boję co będzie gdy spotka pszczołę lub osę ale liczę na jego instynkt.

byk-po-raz-drugi : :
cze 13 2005 W 32 godziny do okoła...
Komentarze: 2

 Spotkanie integracyjne było beznadziejne. W sumie całośc z dojazdem i powrotem zajęła mi 32 godziny w ciągu których: nie spałem ani minuty; w sumie przejechałem blisko 1400 km; wypiłem dwie kawy i cztery red bulle; pogadałem z kilkoma znajomymi u których i tak nic ciekawego nie słychać; nie spotkałem dwóch osób które chciałem bardzo spotkać; zupełnie niechcący przeprowadziłem rewolucję obyczajową u koleżanki z pracy. I jeden jedyny raz, gdy wcale nie miałem zamiaru zostawać na noc trafił mi się jednoosobowy pokój. Jak na złość.


Znaczną część niedzielnego popołudnia udało mi się w spokoju przespać. Wieczorem poszliśmy do kina na „Autostopem przez galaktykę”. Osobiście planowałm „Sin city” ale Byczek się napalił na ten kosmiczny bzdet i przepadło. Co odcierpiałem za swoją dobroć to moje. Fabuła kiepska, humor beznadziejny, zdjęcia i efekty na poziomie Sigma i Pi.


Za to z czystym sumieniem mogę polecić oglądany tydzień wcześniej „5x2”. Mimo, że nie przepadam za francuskim kinem, to ten film mi się podobał. Lekko brutalny i wulgarny ale zadziwiająco prawdziwy. Duże, pozytywne zaskoczenie.

byk-po-raz-drugi : :
cze 09 2005 Problemy logistyczne.
Komentarze: 0

 Jak co roku wakacyjne plany zaczynają się komplikować. Przede wszystkim brakuje mi czasu, żeby zabrać się za załatwianie biletów i wiz. Do tego musimy z Byczkiem zgrać urlopy co łatwe nie jest. Mój dyrektor jakoś się pogodził tym, że mam zamiar wyjechac na trzy tygodnie, u Byczka może być znacznie gorzej. Bez pewnych na 100% urlopów nie mogę kupić biletów, bez biletów nie załatwię wiz, bez wiz nie chcę kupować biletów bo jeśli coś nie wypali nie będę mógł ich zwrócić. Wiza Chińska wymaga bezwzględnej wizyty w anbasadzie, Rosyjską i Mongolską można załtwić korespondencyjnie. Najchętniej wszystkie trzy załatwiłbym przez Pagard ale oni zdzierają niesamowicie, 400 PLN od osoby za załatwienie a do tego koszt samych wiz.

Przewodników po Rosji, Mongolii i Chiach nie ma oczywiście, a jesli już coś w końcu wydali to do niczego się nie nadaje. Trzeba kupić Lonley Planet. Dokładnie jak z Iranem w ubiegłym roku. Potrzebuję Rosyjskie rozkałdy jazdy pociągów, Mongolskie też by mi się przydały. Na temat połączeń między Pekinem a Władywostokiem nie mam pojęcia. Ja bym wolał pociąg Byczek chce samolot. Na trasę Moskwa – Ułan Bator – Pekin – Władywostok – Moskwa mamy trzy tygodnie a to jest rozpaczliwie mało czasu. Ktoś coś wspominał o bardzo tanich Czelabińskich Liniach Lotniczych ale jakoś nie mam przekonania. Jednym słowem nie wiem kiedy, czym i dokładnie gdzie będziemy jechać. Gdyby nie to, że mam tylko trzy tygodnie urlopu, nie przeszkadzało by mi to wcale bo włóczyć się lubię. Ale nie w prespektywie, że trzeba na czas wrócić do tej pieprzonej pracy. Ubiegłoroczny wyjazd załatwiała od strony logistycznej kumpela. Oczywiście marudziłem, że sam bym to zrobił lepiej. Byczek uwierzył. Mam okazję się wykazać. Od razu uprzedzam, że wycieczka zorganizowana przez biuro podróży mnie nie bawi.

byk-po-raz-drugi : :
cze 07 2005 Gonitwa myśli
Komentarze: 2

Przez kilka dni było ciepło i myślałem, że dostanę cholery. Gdzy bym nie popatrzył, przez okno widziałem tylko gacie piernaty. Ja rozumiem, że mieszkania w blokach są małe, nie ma pralni ale żeby od razu z mokrych szmat dekoracje robić? I to na co drugim balkonie. Cudownie. I tak co roku. Co raz bardziej marzy mi się jakiś mały domek. Ale czy aby na pewno warto tak przywiązywać się do jednego miejsca? Mieszkanie łatwo zmienć, sprzedać dom dużo trudniej. A ja nie jestem pewien czy do końca życia chcę mieszkać na podbeskidziu.


Byczek jest w szoku. Zacząłem coroczną wymianę garderoby. Nie cierpię kupować ubrań. Męczy mnie to i irytuje. Na ogłół kupuję wszystko hurtem raz lub dwa do roku. W ciągu tygodnia upłynniłem pół pensji na same szmaty i obawiam się, że to jeszcze nie koniec. Byczek patrzy z niedowierzaniem, bo jeszcze czegoś takiego w moim wykonaiu nie widział. Dziwne, bo znamy sie już ze dwa i pół roku.


Na spotkanie integracyjne jednak jadę. Na kilka godzin i bez nocowania. Tak przynajmiej planuję. Mocno wątpię czy zabawa będzie aż tak fajna by chciało mi się zostać. A picie na umór już od kilku lat mnie nie bawi. Czy to znaczy, że dorosłem?


Mój związek z Byczkiem zaczyna wkraczać w trudną fazę codzienności. Fascynacja powoli mija i chyba zaczynamy dostrzegać co raz więcej swoich wad. Byczek znaosi to ze stoickim spokojem i na większość moich wyskoków przymyka oko. Mnie wszystko irytuje i wkurwia. Przygaduję mu czy krzyczę za rzeczy na które jeszcze jakiś czas temu wcale nie zwróciłbym uwagi a pewne jego zachowania doprowadzają mnie do białej gorączki. Upust nerwom daję ogniście i spontanicznie. W wielu przypadkach za bardzo spontanicznie. I pora najwyższa zastanowić się nad soba bo już kilka razy usłyszałem, że ma mnie dość. Raz trzasnął drzwiami i wyszedł.

Nie jest dobrze. Gdzieś podziała się ta radośc wspólnego bycia razem. Przyjąłem za pewnik, że on jest i będzie. Boje się, że pewnego razu okaże się, że miarka się przebrała i mnie zostawi.


Chyba pora zmienić nastawinie do życia. Wkurzaja mnie ludzie w pracy, ludzie po za pracą, kot, Byczek i ogólnie wszystko. Zaczynam traktowac wszystko śmiertelnie poważnie i w ogóle gdzieś znika moje poczucie humoru. Nie potrafię się wyluzować. Brak witamin czy nerwica? Może jedno i drugie? Kiedy ostatnio powiedziałem, że go kocham... może miesiąc temu, może dawniej. Kiedyś było inaczej. Nie ma już spontanicznego okazywania uczuć. Jest spontaniczne darcie mordy. Aż dziwne, że mnie jeszcze nie zostawił.


I tak cały czas. Tysiące myśli na minutę, ciągły pośpiech i gonitwa. A gdy tylko zwolnię zaczyna się wielka, wszechogarniająca nuda. Sam nie wiem co gorsze.

byk-po-raz-drugi : :