Czas
Komentarze: 4
Obaj wróciliśmy z pracy wkurwieni. Co prawda z różnych powodów ale jednak. Nie było wzajemnego wyżywania się na sobie. Potrafiliśmy wysłuchać się nawzajem, opowiedzieć, co nas boli. Myślę, że robię się co raz bardziej wyrozumiały i staram się dawać jak najwięcej wsparcia Byczkowi. Lipcowa lekcja wiele mnie nauczyła.
Na poprawę humoru pojechaliśmy do kina w Czechowicach na „Terminal”. Mimo kiepskiego, małego ekranu i cholernie niewygodnych siedzeń całkiem fajnie się oglądało. Film w sam raz do niedzielnego obiadu dla całej rodziny. Taka dość miła, romantyczna komedia. Żadna rewelacja, ale fajnie pooglądać. No i do tego śliczna i młodziutka (!!!) Catherine Zeta-Jones. Lubię ją i za grę i za wygląd. Tym razem powaliła mnie swoim niewinnym – w przeciwieństwie do „Chicago” – wyglądem.
Z rzeczy mniej optymistycznych zapowiada się, że w ciągu najbliższych trzech miesięcy będzie, co raz mniej czasu na przyjemności a co raz więcej pracy. Nie za bardzo sobie wyobrażam jak my to wszystko pogodzimy. Perspektywa domku w Bieszczadach działa dopingująco, ale chciałbym mieć z kim tam zamieszkać… Nie chcę, żeby praca odbywała się kosztem naszego wspólnego czasu spędzanego razem a wszystko wskazuje na to, że tak będzie. I po co te wszystkie szkolenia z zarządzania czasem skoro i tak doba ma i będzie mieć tylko 24 godziny?
Dodaj komentarz