W Londynie...
Komentarze: 2
Ze względu na planowane spotkanie w interesach wstałem wcześnie, czyli o 9 rano. Umyłem się, ogoliłem, ubrałem – sądząc po minie obsługi z Kolportera nawet mi to dobrze wyszło – i koło południa wybrałem się do Katowic.
Z interesów nic nie wyszło, bo za darmo pracować nie zwykłem. Przy okazji udało mi się ponad godzinę spóźnić do Byczka, co mnie kosztowało obiad w pizzerii, bo gdzieś czekać w końcu musiał a ile można siedzieć w Epiku.
Następnie wkurzyli mnie w salonie Ery. Pani powołując się na zapisy w regulaminie – jak się w domu okazało, nieistniejące zapisy to były – odmówiła wymiany punktów Era Premia na telefon proponując akcesoria – których i tak pewno do mojej słuchawki nie mieli, bo nigdzie nie ma. Naiwnie mi się wydawało, że jeśli mam kupon za zakupy to mogę kupić, co chcę a nie, co pani sprzedawczyni sobie wybierze. Nie omieszkam pojawić się tam w najbliższym czasie ze stosownym regulaminem i niech mi głupia pipa pokaże te swoje zapisy i warunki.
Ogólnie dzień należał do miłych, lecz kompletnie straconych. Trzeba było się z Byczkiem na zakupy wybrać a nie czas poświęcać na rozmowę z nawiedzonymi biznesmenami.
Na zakończenie dnia przeczytałem bardzo mało optymistyczny artykuł o Polakach w Londynie (w dodatku do Wyborczej). Przez bydło w postaci dresów i kombinatorów będziemy postrzegani jako element wielce niepożądany i kłopotliwy. Już dawno zauważyłem, że jeżdżąc po krajach europejskich lepiej wcale nie mówić po polsku ani w sklepie ani w kanjpie. Czasami dumę narodową trzeba sobie schować głęboko do kieszeni a nie eksponować ja za pomocą skarpetek pranych w dworcowej fontannie czy barłogu na środku dworca. Ja się nie zna języka i nie ma pieniędzy to się w domu na dupie siedzi a nie psuje opinię innym rodakom. A skoro Anglicy chcą darmowe bilety powrotne rozdawać to widać rodacy niezłe akcje muszą tam odstawiać. A, że nasz konsulat o biletach nie pomyślał to się nie dziwię – jak to badziewie całe z kraju wyjdzie może trochę normalniej się tu zrobi. Na razie nie pozostaje czekać na nic innego jak wstąpienie do UE Rumunii. Ci nas na pewno przebiją, bo Rumuńscy cyganie koczować lubią. Ciekawe czy ktoś jeszcze pamięta rumuńskie obozowisko pod mostem Grota-Roweckiego w Warszawie…
Dodaj komentarz