Komentarze: 0
Obudziłem się o dwunastej, bo do czwartej rano czytałem książkę – jak to fajnie, że jeszcze przez ponad miesiąc nie muszę chodzić do pracy.
Tydzień postanowiłem zacząć od posprzątanie łazienki i zrobienia pierogów, co dawno już Byczkowi obiecywałem. Udało mi się udowodnić, że z wałkiem do ciasta radzę sobie równie dobrze jak z pałką, choć z tym drugim w ręku zapewne prezentuję się nieco lepiej.
Wieczór spędziliśmy na degustacji pierogów i poważnych rozmowach. Cieszę się, że Byczek zrobił pierwszy krok w tym kierunku. W końcu po to jesteśmy razem, żeby problemy wspólnie rozwiązywać. Przy okazji dowiedziałem się, że Byczek jedzie w piątek służbowo do Warszawy i nasz wyjazd do Budapesztu diabli wzięli. No cóż bywa i tak. Do tego cholernik umyślił sobie, że spotka się z koleżanką i wróci w sobotę. Niestety z przyczyn różnych spaniu u koleżanki mówimy NIE. Zakomunikowałem mu, że lepiej dla niego będzie, jeśli wróci. Jeśli nie to ja wyciągne konsekwencje. Choć doprawdy nie wiem, jakie i z czego… No, ale do soboty coś wymyślę w tej kwestii.