Widzę, że poprzednia notka zachęciła kilka osób do wyrażenia własnej opinii. Z częścią się zgadzam, z częścią absolutnie nie, niektórym bym zaproponował… z resztą nie ważne, temat już jest oklepany, nudny i stanowczo pora go zakończyć.
Koniec żałoby narodowej przyjąłem z wielką ulgą. Po pierwsze w radiu skończyli puszczać te pogrzebowe pitolenie. I całe szczęście, bo myślałem, że albo wpadnę w depresję albo cholery dostanę. Po drugi mogłem w końcu iść do kina. Akurat zaczęli grać film, na który już od dawna miałem ochotę się wybrać i nie ukrywam, że faktu zamknięcia kin nie przyjąłem z wielkim entuzjazmem.
Wreszcie udało mi się zobaczyć „Kontrolerów”. I musze przyznać, że warto było czekać, bo film jest równie dziwny, co zajebisty. Co prawda liczyłem na więcej ujęć z udziałem mojego ukochanego Budapesztu ale jako cichy wielbiciel kolejki podziemnej i tak byłem bardzo zadowolony. Po za tym uważam, że muzyka była super. BTW ma ktoś sundtrack? Bo w necie jakoś nie znalazłem L
Byczek mimo wielu zajęć i problemów nie zapomniał o moich imieninach. Był nie tylko prezent, który sobie sam mogłem wybrać, ale i niespodzianka. Byłem bardzo zaskoczony i bardzo zadowolony. Zwłaszcza, że tak mnie zakręcił, że do ostatniej chwili nie wiedziałem, o co chodzi.
A tak w ogóle to, co raz częściej obaj poruszamy temat wspólnego zamieszkania. I fajnie, choć nieco przeraża mnie fakt, że chyba dużo więcej byśmy ze sobą nie przebywali. Siedzenie w pracy po 10 i więcej godzin weszło mi w nawyk, no nie… może nie w nawyk, po prostu jest koniecznością. W związku z tym role się odwrócił i to teraz mnie Byczek odbiera z pracy a nie tak jak do niedawna było ja jego. A jak już wrócę do domu to i tak kursuję na linii kuchnia - łóżko - łazienka - kuchnia by znowu wyjść. I tak przez cały tydzień. Dziś Byczek zniecierpliwiony moim koszmarnie długim siedzeniem w pracy przyjechał do biura z książką i usiadł sobie grzecznie w kąciku w czasie, gdy ja się miotałem między biurkiem, kompem i kopiarką klnąc przy tym przeokropnie.
Pocieszający jest fakt, że do urlopu pozostały jedynie dwa tygodnie, potem długi weekend i… kolejne kilka miesięcy zapieprzania.
A tak zupełnie na marginesie to dziękuję za umieszczenie linka do mojego bloga. Z tym, że tego Ślązaka mogłeś sobie darować ;-)…