Archiwum 01 listopada 2004


lis 01 2004 Nostalgia
Komentarze: 7

Już długo nie było notki. Z jednej strony z braku czasu. W pracy siedzę, co raz dłużej, co raz częściej po 10 – 12 godzin dziennie. Zbyt dużo papierów i biurokracji, wizyty w sądach, wizje lokalne, to wszystko pochłania masę czasu. A gdy dotrę do domu to już najczęściej nie mam ochoty na nic. Czasem muszę odreagować. Często na Byczku, który jest wyrozumiały i na szczęście daje mi wsparcie, choć czasami krzyczę na niego i się złoszczę zupełnie nie z jego powodu. Z drugiej strony ostatnio nie odczuwam potrzeby pisania. Może nie wszystko jest super doskonale, ale jest dobrze – lepiej być nie musi żebym był szczęśliwy.

 

W ubiegły weekend pojechaliśmy do Gliwic pozałatwiać sprawy Byczka. Potem było śniadanie w naleśnikarni, krótka wizyta w Ruda Śląska Plaza i na koniec ZOO. Wyjeżdżając z Gliwic przejechaliśmy pod blokiem, którym kiedyś mieszkałem z panem X. Pod blokiem stało jego auto a za stanu okien i żaluzji wnioskuję, że dalej nie skończył remontu. Nie poczułem tęsknoty ani żalu. Pomyślałem jedynie, że bardzo bym chciał, żeby i pan X ułożył sobie jakoś życie. Mnie się udało – jemu też powinno.

 

Wczoraj przybył nowy członek rodziny. Mała, czarna koteczka. Załamałem się po drugiej wizycie w schronisku. Pojechaliśmy tam w sobotę rano. Przez godzinę poznawałem się kotami. Byczek wypatrzył małą chudą koteczkę w dość kiepskim już stanie. Była zupełnie obojętna na to, co się z nią robi, nie myła się już od kilku dni i pani ze schroniska nie ukrywała, że jest już bardzo źle. Ponownie pojechaliśmy tam w niedzielę. Trudno było wybierać, bo wszystkie koty miauczały i starały się przykuć naszą uwagę. Myślę, że instynktownie czuły, że to jest ich szansa. W końcu wybrałem i w ciągu paru chwil kotek z klatki został przetransportowany do pudełka.

Nie da się ukryć, że nie wyglądał za ładnie. Był brudny i cuchnący. Umyliśmy go wczoraj dwa razy i już zaczyna wyglądać jak normalny kot. Jestem zszokowany jej zachowaniem. Miałem w życiu kilka kotów, ale żaden nie był tak wdzięczny i serdeczny. Mruczy przez cały czas i nie odstępuje mnie na krok. No i powoli przychodzi do siebie. Zaczyna zwiedzać mieszkanie, już trochę się bawi. A przede wszystkim zaczęła się myć. Bałem się podjęcia tej decyzji, ale nie żałuję. Myślę, że ona też nie żałuje.

 

Już trzeci rok z rzędu 1 listopada nie upłyną pod znakiem zwiedzania cmentarzy. Nigdy nie lubiłem tego święta. Co za sens ma chodzenie na cmentarz w takim ścisku i tłoku? Chyba tylko po to, żeby spotkać rodzinę i znajomych. Dla mnie wizyta na cmentarzu jest czymś intymnym, taki moment na refleksje i wspomnienia – i towarzystwo innych ludzi całkowicie burzy sens tego wszystkiego.

Jeśli już muszę jechać akurat w ten dzień to robię to zawsze późnym wieczorem. Wtedy jest taka niepowtarzalna atmosfera. Morze płomyków zniczy, alejki pogrążone w półmroku. Większość rodziny leży na Cmentarzu Bródnowskim – największej nekropolii w europie. Zawsze byłem ciekawy, jaki widok mają w ten dzień o zmroku mieszkańcy pobliskich bloków. Dziś mogę sobie to wyobrazić. Tak się składa, że sam teraz mieszkam niedaleko cmentarza. Małego, co prawda, ale i tak wygląda niesamowicie z setkami zapalonych zniczy. Dość długo dziś stałem na balkonie i podziwiałem ten widok. Dostatecznie długo by wspomnieć wszystkich, którzy już niestety odeszli. I nie do końca jest prawdą, że czas leczy wszystkie rany. Wielki żal, że niektórym osobom można było dać z siebie znacznie więcej pozostaje na zawsze. Żal i poczucie bezradności, że nie da się cofnąć czasu i tego odmienić.

Chyba z tego powodu nie lubię się rozstawać z bliskimi w gniewie.

 

byk-po-raz-drugi : :