Komentarze: 5
Z kina wczoraj wróciliśmy późno – nie napisze, na czym byłem, bo się wstydzę – po kinie, tak koło pierwszej w nocy zamówiliśmy pizzę no i spanie się zaczęło koło trzeciej. Kocię, jak co dzień o świcie zaczęło program „Razem ze słonkiem” nich go cholera weźmie. Na odgłosy gardłowe już nie reaguję, na wygrzebywanie łapami z łóżka tez nie za bardzo, więc kotek wymyślił coś nowego. Z wielkim hukiem zamknął klapę od kibla, na co w końcu wstałem niepewny czy aby się cholera w tym kiblu przez przypadek nie zatrzasnęła i właśnie nie topi.
Przeprowadziłem inspekcję, zrobiłem herbatę i wlazłem ponownie do łóżka.
Koło dwunastej mi się przypomniało, że jechać do braci Czechów mieliśmy, Cieszyn i Ostravę odwiedzić i z miejsca mnie szlag zaczął trafiać, że Byczek jeszcze śpi. Potem do mnie dotarło, jaka piękna jest dziś pogoda, wicher porywisty, deszcz zacina i w sumie to mam w dupie wyjazdy, wole do łóżka wracać, co tez niezwłocznie uczyniłem. Wstaliśmy coś koło trzeciej i tak oto produktywnie dzień spędziliśmy.
Jutro pewnie lepiej nie będzie i nie ukrywam, że nudzi mnie to wszystko niesamowicie. Może bym i Byczka na jakieś hulanki i swawole namówił, ale przy tej pogodzie to nawet droga z bloku na parking wydaje mi się mało atrakcyjna o innych spacerach już nie wspominając.
Dałem się namówić na „Bridget Jones - w pogoni za rozumem”, choć już pierwsza część była mało strawna. Stara, głupia, tępa krowa i tyle. Z bandą nieudaczników u boku. Pomijając już udział tego „uosobienia męskości” w postaci Hugh Grant’a. Ja bardzo przepraszam, ale jak go widzę rozebranego to mi się na wymioty zbiera.
No, ale wracając do samego filmu, który był momentami śmieszny – pomijając fakt, że humor był oparty na najniższych, ludzkich instynktach – to czegoś tak naiwnego dawano nie oglądałem. Może by się dało strawić gdyby nie przygoda Bridget w Tajlandii. Nie polecam, chyba, że komuś się naprawdę bardzo nudzi.