Komentarze: 4
Spędziliśmy te święta naprawdę razem. Owszem, z przerwami, ale co z tego? I tak było cudownie.
W wigilię do późnego popołudnia spędziliśmy razem. Potem Byczek pojechał do rodziny a ja zabrałem się za gotowanie. Późnym wieczorem znów byliśmy razem. Bez planowania, umawiania. Wszystko było spontanicznie i to właśnie jest najfajniejsze.
Menu za wyjątkiem zupy grzybowej też dalekie było od tradycyjnego. Doszedłem do wniosku, że lepiej ugotować to, co nam sprawi przyjemność niż to, co powinno się jeść ze względu na tradycję.
Pozostałem dwa dni też spędziliśmy wspólnie na rozmowach, czytaniu czy oglądaniu filmów. Czynności bardzo prozaiczne, ale jak do tej pory w moim życiu brakowało czegoś takiego. Teraz widze, do jakiego stopnia sztuczne były moje poprzednie związki.
To były bardzo nietypowe, ale jak dla mnie na prawdę szczęśliwe święta. Czuję, że jest dobrze. Że czas pracuje na naszą korzyść. Bo żeby było miło i spontanicznie trzeba się ze sobą oswoić. Żeby budować własny dom trzeba czegoś więcej niż sypiania razem. Widzę różnicę między tym jak traktowałem Byczka rok temu a jak traktuję teraz. Z dnia na dzień staje się domownikiem a nie tylko facetem, z którym się spotykam. Z dnia na dzień on się, co raz bardziej udomawia. Mamy, co raz więcej wspólnych spraw i tematów. Nic tak nie łączy ludzi jak szara codzienność. Miło jest spotkać się wieczorem, po opowiadać jak minął dzień, zjeść razem kolację. Ale po prostu położyć się, mocno przytulić i milczeć. Milczeć nie dla tego, że nie mamy sobie nic do powiedzenia a dla tego, że są momenty, w których słowa są zbędne.